sobota, 17 maja 2014

Jak zepsute jajka psują atmosferę w pracy

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego niektórzy ludzie są tak bardzo upierdliwi? Albo dlaczego gdy mają zły humor, to cały świat musi o tym wiedzieć i ponosić karę? Przychodzi taka osoba do pracy i nie dośc, że sama ma muchy w nosie, to jeszcze usilnie stara się nimi podzielić. Skoro się dzieli, to może nie jest tak źle...Szukam pozytywów :P ? Pracujesz z taką osobą, która cyklicznie, systematycznie (czytaj gdy ma zły humor, jest zmęczona, niewyspana, albo ma manko w kasie) uracza Cię i innych pracowników  "przemiłą" tonacją głosu, zaangażowaniem równym zeru i pełnym "optymizmem", objawiającym się słowami "znowu ktoś ode mnie coś chce...a nie możesz tego zrobić sama...ile osób tu jeszcze do mnie podejdzie" lub "bez dyskusji". Znacie ten typ? Na pewno. I jak sobie z nim radzicie?

Teoretycznie rzecz biorąc najlepiej taką osobę ignorować. Najlepiej...jednak z autopsji wiem, że czasami nerwy puszczają  i człowiek posuwa się do tak płytkich zachowań, jak wspomniany przeze mnie obiekt. A jeśli nie ignorować, to co? Wyeliminować? Naturalna selekcja :) Właściwie dlaczego nie? W końcu czemu wszyscy maja się męczyć?

Idea jest taka, że problemy zostawiamy przed drzwiami pracy. Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Choć z drugiej strony uważam, że tak naprawdę praca często pomaga w...zapomnieniu, odcięciu się. Gdy jestem sama, mam czas na analizowanie wszystkiego, potrafię każdy problem wywrócić  do góry nogami, zajrzeć pod podszewkę, wybebeszyć, wypatroszyć...aż w końcu moje neurony się przegrzewają i wołają "DOOOŚĆ!!!". Można powiedzieć przestań się martwić...Mądrala! Taki slogan każdy głupi powie, a myśli same wchodzą, błądzą po głowie i sieją spustoszenie. Wiesz co znaczy martwimy się? MARTWI MY SIĘ stajemy. A ja chcę żyć, najlepiej długo i szczęśliwie. I wtedy z pomocą przychodzi mi praca ( nie tylko, ale teraz o niej mowa). Więc idę do niej, a w głowie jeden wielki mikser myśli i hipotez. Przed drzwiami naklejam mierny uśmiech na twarz i wchodzę...a po chwili słyszę "Aga co ci jest". Do dupy z tym przyklejonym uśmieszkiem, nie działa. Na szczęście moja praca angażuje tak bardzo, że "chciał nie chciał" troski i zmartwienia odchodzą na dalszy plan...na chwilę. Sądzę i mam nadzieję, że w tych dniach nie jestem dla otoczenia opryskliwym wrzodem na dupie. Brrr...

Więc, droga koleżanko i kolego, gdy następnym razem będziesz w wisielczym humorze wybierać się do pracy, pomyśl proszę o tych ludziach, którzy tam pracują i chcą coś tworzyć, być zespołem. Nie musisz tryskać entuzjazmem...wiem, że masz zły dzień. Przestań jednak przenosić swe frustracje na nas, bo psujesz atmosferę i śmierdzi zepsutymi jajami. Nie czujesz tego? Widocznie masz zły węch...tak jak humor.


Agnieszka

9 komentarzy:

  1. Tacy ludzie mają chyba skłonności narcystyczne, chcą by ich wszyscy chwalili albo użalali się nad nimi. Myślą, że tylko oni żyją na świecie, i że ich problemy są największe.
    Mam taką koleżankę z pracy. Ciągle gada, a 90% tego, co mówi, to narzekanie na klientów albo na swoje zdrowie..
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół biedy jak taka osoba chce się tylko wygadać, czasami każdemu się zdarza :) Natomiast notoryczne uprzykrzanie komuś czasu, zwłaszcza swoją opryskliwością, jest czymś, co będę omijać lub tępić.

      Usuń
  2. Pierwsza myśl po Twoim retorycznym pytaniu: jak sobie radzić, to było właśnie słowo >ignorancja< a potem przeczytałam, że to niemożliwe i... przypomniałam sobie sytuacje z poprzedniego tygodnia, kiedy sama nie wytrzymałam i dałam się ponieść emocjom. Nie lubię jeszcze narzekania typu: jaka ja jestem przemęczona. Na studiach jest taka sytuacja, że wszyscy mamy tyle samo nauki - różnice są tylko w przypadku kiedy ktoś dodatkowo pracuje (wtedy przemęczenie jest uzasadnione), ale kiedy uczysz się na te same egzaminy i robisz te same prezentacje, co 20 innych osób, to na pewno nie jesteś bardziej zmęczona od innych.Nie wspominając o tym wybitnym "przemęczeniu" danej osoby, o którym wszyscy wokół muszą zostać poinformowani. Po takiej rozmowie sama jestem zmęczona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteśmy ze stali, więc czasami nerwy nam puszczają. Natomiast jak trafisz na upierdliwego "narzekacza", który całemu światu musi ogłosić jak bardzo jest zmęczony, to zacznij mu opowiadać o sobie, ale w samych superlatywach, że Ty jesteś wypoczęta, wszystko umiesz, opowiedz jak Ci się dobrze wiedzie. Podobno "zatruwacz" sam ucieknie :). Ja wypróbuję

      Usuń
    2. Próbowałam. Nie działa :/ Osoba ta zaczęła mi teraz utrudniać życie i kiedy tylko może docinać, że ja to na pewno umiem/ zrobiłam/ nauczyłam się, bo ja ZAWSZE potrafię itp. itd. Głupie gadanie i tyle. Trochę jedynie wkurza, więc teraz uczę się ignorancji. Mimo wszystko coś przecież musi zadziałać... ;-)

      Usuń
    3. Cholera, szkoda. I przykro mi, że sytuacja przybrała taki obrót:( Choć z drugiej strony zawsze uważam, że to kolejne doświadczenie, które nas czegoś uczy. Nie pozwól tej znajomej "karmić" się Twoimi emocjami. Taka osoba zwykle nie czuje się wartościową i żeby to zamaskować i skupić uwagę na sobie dokucza innym lub narzeka na wszystko. Tak czy siak życzę powodzenia i szukajmy dalej klucza do "narzekaczy" :)

      Usuń
  3. Jeśli zdarza mi się mieć zły dzień, to uprzedzam w pracy, że dzisiaj nie będę tryskać optymizmem i żeby lepiej mnie omijać. Tak czasem bywa. Natomiast notoryczni narzekacze niezadowoleni z życia doprowadzają mnie do szału.
    Dla mnie praca to świetna ucieczka od problemów - i tutaj muszę się z Tobą zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jeśli zdarza mi się mieć zły dzień, to uprzedzam w pracy, że dzisiaj nie będę tryskać optymizmem i żeby lepiej mnie omijać - to jest jakiś sposób, przynajmniej każdy wie co jest grane :)

    OdpowiedzUsuń