niedziela, 25 maja 2014

Oddasz walkowera czy podniesiesz rękawicę rzuconą przez życie?

Czy zwróciliście uwagę na pewne wytłuszczone słowa w poprzednim poście? Czy zdajecie już sobie sprawę z ich prawdziwego znaczenia?
Te słowa to MARTWIMY SIĘ...a teraz przyjrzyj się uważnie im i rozdziel je MARTWI   MY    SIĘ stajemy. Dokładnie tak, poprzez zmartwienia stajemy się powoli martwi, w różnych aspektach życia, również zdrowotnych, bo stres może Cię zniszczyć. Zastanów się więc, po co się martwisz, co jest powodem Twoich zmartwień?

Jest kilka podobno niezawodnych i prostych zasad, by pozbyć się lub przestać się jak najszybciej martwić. Nie ja je wymyśliłam, ale chcę je Wam przekazać. Jeśli choć jednej osobie się przydadzą, to znaczy, że warto się nimi dzielić :)

Zanim jednak je przytoczę...porozmawiajmy :)
Jak często się martwisz i czym? Po co to robisz? Lubisz kopać się po dupie i tracić czas? To nadaje sens Twojemu życiu? Jeśli tak, to nie czytaj tego posta, pław się dalej w swoim nieszczęściu, twórz swoje życie takim, jakie są Twoje myśli :P



Martwisz się tym, że coś Ci nie wyszło? Coś się nie udało? Do tego być może dochodzi wstyd przed innymi, zranione ego? I co z tego, że inni będą o tym mówić? Ci, którzy się śmieją z Twojego niepowodzenia są małymi robakami, które karmią się Twoim potknięciem, nic nie warci, bo sami nic nie potrafią zrobić. Sorry...potrafią wytykać błędy innych. To zawsze im się udaje. Więc zastanów się czy ich słowa naprawdę godzą w Ciebie? Są ważne? Jeśli tak, to TY pozwalasz temu małemu, wstrętnemu robakowi rozrastać się, a swoje marzenia, projekty, pomysły i chęci zrzucasz w kąt. Po co to robisz?

Niepowodzenie, to nie porażka. To kolejne doświadczenie, które ma Cię czegoś nowego nauczyć. Dopiero, gdy nie wyciągniesz wniosków i kolejny raz będziesz działał w ten sam, nic nie wnoszący sposób, możesz nazwać to PORAŻKĄ.

Edison twierdził, że wynalezienie odpowiedniego żarnika do lampy zajmie mu tydzień. W praktyce zajęło mu to rok. Gdyby się poddał i przejął słowami prześmiewców dziś być może siedzielibyśmy przy świetle świeczki. Natomiast on po tysiącu prób z końskim włosiem, własnymi włosami, włóknami kokosowymi, słomą i żyłką wędkarską, użył włókna węglowego. I w ten oto sposób pierwsza żarówka zaświeciła 19 października 1879 roku i świeciła przez 40 godzin :) Tomasz Edison po wynalezieniu odpowiedniego żarnika wykonał taniec radości...i klął :) Tak głosi legenda.

Już wiesz co chcę Ci powiedzieć? Czy już zdajesz sobie sprawę jak czasami sam sobie robisz kupę w głowie? Można powiedzieć, że masz nasrane w głowie :P

Mądry człowiek nie opłakuje przegranej bitwy, lecz szuka sposobu, by ostatecznie wygrać. Po co tracić czas  na łzy?? Każdy z nas popełniał kardynalne błędy. Edison i jemu podobni również. Różnica miedzy nimi, a Tobą jest taka, że oni pracowali dalej, niestrudzenie z wiarą i wyobraźnią, a Ty...



Nie mogę się powstrzymać od umieszczenia jeszcze jednego zdjęcia znanego człowieka. Myślę, że o nim i jego, poprzedzonych wieloma próbami i niepowodzeniami, wynalazkach nie trzeba Wam przypominać :)



Chyba się rozpisałam :) Więc, żeby Was nie zamęczać i dać czas na przemyślenie i uronienie - mam nadzieję ostatniej łzy - nad ciężkim losem :P... zakończę obietnicą ciągu dalszego i jeszcze jednym obrazem :)





Pozytywnie...
Agnieszka :)

10 komentarzy:

  1. Dlatego też uwielbiam cytat: "Ponoś porażki tak często, abyś mógł odnieść sukces szybciej." Usłyszałam go stosunkowo niedawno, ale od tamtego momentu zapadł mi głęboko w pamięć i serce. Od tamtej pory patrzę na porażki tylko i wyłacznie jako krok bliżej sukcesu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo pozytywnie Agnieszko przy tym tekscie mobilizuje sie do dzialania tylko wtedy moge byc szczesliwsza ewentualnie....poprzez porazke - madrzejsza!!najwazniejsze nie stac w miejscu ani nie cofac sie !!!tobie rowniez tego zycze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam.
    Trafiłem tu po linku od Maksa, i jak widzę to są nasze klimaty. To bardzo mądre co piszesz. Nie wiem tylko, czy Twoim zamiarem było odniesienie się WYŁĄCZNIE do sytuacji, gdy zmartwienie przychodzi z zewnątrz. Wydaje mi się, że jeszcze gorsza jest sytuacja, gdy to my jesteśmy powodem zmartwienia u innych. Gorsza, bo często nie ma możliwości jej naprawienia, a wspomnienia o tym mogą nas dręczyć latami.
    Poza tym są też zmartwienia natury somatycznej, ale to już chyba inny temat.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba Ci się to, co piszę:). Mam zamiar kontynuować ten wątek, choć podążę chyba w innym kierunku, niż ten opisany przez Ciebie. Zobaczymy, czasami sama się dziwię dokąd prowadzi mnie...klawiatura? :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Często marudzę, jęczę, no i dużo się martwię - o rodzinę, moich bliskich, o przyszłość i pracę, jednak plusem jest to, że wypracowuje sobie metody radzenia sobie z tym i póki co jakoś mi idzie ;) muszę działać w tym obszarze, na który mam wpływ i zrozumieć tę cząstkę życia, na którą wpływu nie mam ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pracuję nad tym, by nie "wkręcać" sobie zmyślonych zmartwień. Wiesz, coś w rodzaju moje dziecko się spóźnia, nie odbiera telefonu, a ja zaczynam się martwić katastroficznymi wizjami. Myślę, że dziś już całkiem dobrze to opanowałam...było naprawdę gorzej. Więc warto się uczyć, rozwijać, bo potem się lepiej żyje :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Świetny post. Tak wiele zależy od naszego nastawienia, a tak wielu ludzi tego nie rozumie.

    OdpowiedzUsuń